(Ludwik Dorn - poseł Solidarnej Polski) Przedstawiony projekt jest jednym z najbardziej szkodliwych projektów, rozmontowujących państwo w jego istotnych twardych strukturach, wśród projektów przedstawionych przez rząd pana premiera Tuska, rząd Platformy Obywatelskiej, nie tylko w tej kadencji, ale i w poprzedniej. Ale ma on pewną specyfikę. Oczywiście, zdarzały się ustawy, które uchwalono, a które były nawet bardziej szkodliwe, np. ustawa o Prokuraturze Generalnej. Niemniej za ustawą o Prokuraturze Generalnej stała pewna koncepcja polityczna, stała pewna myśl, zła, szkodliwa, ale w miarę spójna i z punktu widzenia kryterium koherencji dająca się bronić. Otóż za tym projektem nie stoi nic. Trzeba sobie zadać pytanie: A skąd on się wziął? On się wziął z tego, że w ramach pewnych roszad i przegrupowań dotyczących czy to układu sił w Radzie Ministrów, czy w Platformie Obywatelskiej, pan premier Tusk postanowił wyjąć administrację publiczną z MSWiA i połączyć ją – nie wiadomo, dlaczego – z działem informatyzacji czy cyfryzacji, sądząc, że do tej decyzji personalno-grupowej państwo się dostosuje, bo musi. To wskazuje na jedno, o czym zawsze różnymi słowy mówiłem, że i pana premiera, i generalnie jego formację polityczną cechuje po prostu niezrozumienie państwa, tego, jak ono działa. Gdyby pan premier, jego doradcy, kierownictwo tej partii wiedzieli, jakie są tego konsekwencje, to by się na to nie zdecydowali. Ja nikomu nie przypisuję wrogiej i szkodliwej wobec Rzeczypospolitej intencji.
Innymi słowy, rzecz się bierze nawet nie tyle z głupoty, bo to nie są głupi ludzie, tylko z ograniczenia, z pewnych braków, z zaplecza intelektualno-kulturowego, z odrębnej mentalności, dla której państwo to ot taki sobie byt, plastelina, którą można dowolnie lepić, tak jak chcemy. Na czym tu rzecz polega? Rzecz polega na tym, że rozdziela się to, co w sensie strukturalno-funkcjonalnym, a także – co niesłychanie istotne – na skutek żywej przez wiele lat praktyki, wykształconej praktyki współdziałania między sobą, między ważnymi instytucjami, jest nierozłącznie zlepione, czyli administrację publiczną wojewodów oraz służby. Panie ministrze, pan tego nie wie, ale ja to panu mówię jako były minister spraw wewnętrznych: to się musi źle skończyć, ponieważ natura służb jest taka i inna być nie może, że one zawsze latają do swojego szefa, czyli na końcu do swojego ministra. Dla służb na poziomie powiatu, województwa, centrali liczy się ich minister, a całej reszty mogłoby nie być.
Służby inne nie będą i nie powinny być. Co to oznacza? To oznacza, że w sytuacji rozdzielenia, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe, usuwanie skutków klęsk żywiołowych, wojewodowie stali się bezzębni. Kiedy służby wiedziały, że na szczycie pionu administracji publicznej i służb stoi ten sam minister, który posługuje się dwoma wiceministrami, to wiedziały, że nie można grać, że nie można tego obchodzić, że jeżeli ktoś będzie prowadził jakąś gierkę, a będą tego złe efekty… Ja nie mówię tu o grze personalnej, ale nikt nie widział takich grabi, które by od siebie grabiły. Każda służba, a już zwłaszcza strażacy, bierze pod siebie.
Pamiętam duże napięcia, które związane były z tym, by system zarządzania kryzysowego oprzeć jednak na wojewodach, a nie na strażakach. To po prostu nie może działać. To będzie działać, jeżeli będziemy mieli do czynienia z zagrożeniami rutynowymi, bo mamy ileś lat praktyki w stałym współdziałaniu, dysfunkcje systemu wyszły na jaw w 1997 r. podczas wielkiej powodzi, i państwo, i służby się nauczyły. Boleśnie, ale się nauczyły.
A teraz wprowadzacie coś, co te praktyki likwiduje.
To jest zbrodnia na żywym organizmie państwa, a jej negatywne efekty – już kończę, pani marszałek – wyjdą wtedy, kiedy zdarzy się coś ekstraordynaryjnego. Miejmy nadzieję, że nie podczas Euro 2012, ale kiedyś to w końcu wyjdzie. I pan, i pan premier, i pańska partia będziecie za to odpowiadali. Solidarna Polska zgłasza wniosek o dorzucenie tej ustawy w pierwszym czytaniu, inaczej niż Prawo i Sprawiedliwość. Nie zamierzamy aktywnie nad nią pracować w komisji, bo nie można poprawić czegoś, co jest fundamentalnie złe i szkodliwe.
Bierzcie to na swoją odpowiedzialność.
Niemniej jest tak, że katastrofy, o ile nie przekraczają pewnej skali, przy całym ogromie tragedii ludzkiej, bólu ludzkiego, są zdarzeniami rutynowymi. Nierutynowy był zamach na World Trade Center, nierutynowe były zamachy w Madrycie i w Londynie, kiedy zagrożona były wielka liczba ludzi i potężne obszary. To, panie ministrze, miałem na myśli. Rutynowe są zdarzające się co rok lub co dwa lata powodzie zalewowe w kilku, kilkunastu powiatach w maju, czerwcu na ogół, nierutynowa była wielka powódź z 1997 r. i w nieco mniejszej skali powódź z 2010 r.
Tyle wyjaśnienia.
I teraz sprawa ostatnia. Trochę inaczej rozumiemy rolę ministra. Pan minister mówił, że jak będzie zamach terrorystyczny, to na miejsce… Już kończę. …zdarzenia pojedzie minister spraw wewnętrznych, a jak powódź, to pan. Otóż ja nieco inaczej rozumiem rolę ministra niż jako jeżdżenie na miejsce zdarzenia i pokazywanie się przed kamerami.
Ale to jest ta, powiedzmy, różnica, która bierze się z odmiennej wyobraźni i kultury intelektualnej.