Jest zapis, że w ramach strategii lizbońskiej na wiosennym szczycie Rady Europejskiej w 2002 roku uzgodniono, iż państwa członkowskie powinny usuwać czynniki zniechęcające kobiety do wchodzenia na rynek pracy. Zgodnie z przyjętymi ustaleniami państwa członkowskie powinny między innymi dążyć do tego, aby do roku 2010 co najmniej 90% dzieci między trzecim rokiem życia a wiekiem obowiązkowego kształcenia i co najmniej 33% dzieci do trzeciego roku życia uczestniczyło w formach zorganizowanej edukacji i opieki nad dzieckiem. Zgoda, ale mowa jest wyłącznie o wychowaniu przedszkolnym. W kolejnym fragmencie tegoż opracowania czytamy, że tak naprawdę jeśli chodzi o poziom rozwoju wychowania przedszkolnego, przedszkoli w Polsce, to zawdzięczamy go m.in. właśnie środkom europejskim, które są przewidziane na lata 2007–2013. Pan minister już o tym wspominał. Co będzie później? Jakie będą dalsze losy wielu przedszkoli, szczególnie na terenach wiejskich? Wiem od samorządowców, że gotowi są zrezygnować z tych przedszkoli. Co mamy powiedzieć rodzicom tych dzieci? Jakie mamy alternatywy? Mamy takie oto pytanie. Nie słyszałem tutaj na tej sali, aby ktokolwiek kwestionował potrzebę subwencjonowania przedszkoli. Być może umknęło to mojej uwadze. To jest przecież element polityki prorodzinnej. Jest wiele programów, w tym opracowaniu również są wymienione, które mają na celu wsparcie szeroko rozumianej edukacji, ale nie ma mowy o subwencjonowaniu wychowania przedszkolnego. Poważny błąd, bardzo poważny błąd.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia, a może nawet więcej, ale jest tak mało czasu. Samorządy uzyskują subwencję oświatową na uczniów 6-letnich, ale już na dzieci w zerówce tych subwencji nie ma. Czy nie jest to jakiegoś rodzaju wymuszaniem pewnych zachowań? Czy nie jest to pewnego rodzaju przymus, który po pierwsze, odnosi się do samorządów, ale zaraz potem bezpośrednio do rodziców? W dniu dzisiejszym byliśmy świadkami wystąpienia przedstawicielki komitetu obywatelskiego, który złożył projekt ustawy.
Podpisało się pod nim ponad 360 tys. osób. Ale tak naprawdę, szanowni państwo, Wysoka Izbo, tych, którzy by rzeczywiście chcieli złożyć te podpisy, byłyby miliony. Jestem pełen podziwu dla rodziców, którzy decydują się na posłanie do szkoły dzieci 6-letnich, i chwała im za to. Jeśli uważają, że to jest słuszne, to tak należy uznać.
Ale zostawmy im pewnego rodzaju dowolność. Dlaczego na siłę chcemy uszczęśliwiać rodziców? Moi przedmówcy też o tym dzisiaj tutaj mówili, że nie wolno ludzi przymuszać, nie warto ludzi przymuszać. Poza tym społeczeństwo obywatelskie, Wysoka Izbo, charakteryzuje się wolnością. Zapewnijmy tę wolność tym, którzy rzeczywiście chcą posyłać dziecko do szkoły w 7. roku życia. Kolejna sprawa dotyczy zawartych tutaj informacji. Jak wynika z analizy, obniżenie wieku szkolnego do 6. roku życia przyczynia się do złagodzenia skutków niżu demograficznego. Zgodnie z prognozą Ministerstwa Edukacji Narodowej w roku 2015 liczba uczniów szkół podstawowych będzie porównywalna z liczbą uczniów tychże szkół w roku 2005.
Natomiast z prognozy demograficznej przygotowanej przez GUS wynika, że od roku 2011 do 2014 stopniowo będzie wzrastać liczba uczniów I etapu edukacyjnego. Natomiast od roku 2015 liczba dzieci uczących się w klasach I–III zacznie spadać, osiągając w roku 2030 roczny spadek liczby dzieci o niemal 30 tys. Tak więc szanowni państwo, Wysoka Izbo, panie ministrze, jest to zabieg taktyczny. Ale na jakim organizmie? Nie wolno takich rzeczy robić. Tak naprawdę działania te są nakierowane na to, aby przetrzymać szkoły w takim kształcie, w jakim obecnie funkcjonują.
Jest to z jednej strony słuszne, z drugiej zaś strony niech by o tym zadecydowali rodzice, że te dzieci właśnie podążają do szkoły w 6. roku życia. Dziękuję bardzo.
Chciałbym tylko dodać, że ten materiał zawiera tyle kwestii budzących wątpliwości, że Klub Parlamentarny Solidarna Polska będzie za jego odrzuceniem.